czwartek, 20 września 2012

"I don't wanna leave Warsaw", czyli Raj się dokonał.

To jest najgorsze. Oglądać i czytać relacje z wydarzeń, w których się nie uczestniczyło, chociaż bardzo się tego chciało. Okropny żal... Ale zawsze jest to pocieszenie, że jednemu z naszych ulubionych zespołów spodobała się nasza publika i na pewno jeszcze do nas wrócą.

Coldplay zagrało na Narodowym!

[caption id="" align="aligncenter" width="651"] panorama ze Stadionu Narodowego tuż przed koncertem[/caption]

Ponieważ nie mam możliwości opisania tego subiektywnie, z własnej perspektywy, posłużę się krótkim tekstem ze strony www.alterart.pl. Zdjęcia zaś pochodzą z oficjalnej strony zespołu, na której możecie także zobaczyć filmiki, oraz panoramę w wersji mega.
„I don’t wanna leave Warsaw”, czyli Coldplay zagrali w Polsce!

„Is There Anybody Out There?” - krzyknął ze sceny Chris Martin tuż po pierwszym utworze. Odpowiedział mu wypełniony po brzegi Stadion Narodowy. Chwilę później usłyszeliśmy z jego ust perfekcyjne „dobry wieczór” i „dziękuję” oraz zapewnienie, że to będzie najlepszy koncert tej trasy. I był!
Koncert rozpoczął się chwilę po 21-ej od fragmentu tematu przewodniego z ulubionego filmu Chrisa Martina, „Powrót do przyszłości”.. Na pierwszy set złożyło się 9 nagrań, w tym aktualny singiel „Hurts Like Heaven” i gigantyczne przeboje „Yellow” oraz „The Scientist” oraz koncertowe efekty – fajerwerki, gigantyczne piłki, kolorowe konfetti, lasery. Po czterdziestu minutach zespół przeniósł się na mniejszą scenę, wysuniętą w głąb widowni i zaintonował „Princess Of China” z wirtualnym udziałem Rihanny. Przy „Warning Sign” Chris zasiadł przy pianinie, a pozostali muzycy akompaniowali mu na gitarach akustycznych. Za chwilę miał rozpocząć się pierwszy z trzech kulminacyjnych momentów tego wieczoru - „Viva La Vida”, „Charlie Brown” i „Paradise” z jakże miłym sercu wszystkich polskich fanów wyśpiewanym zdaniem „I don’t wanna leave Warsaw”.

Dwie minuty przerwy i zespół ponownie przywitał publiczność. Akustyczne „Us Against The World”,  „Speed Of Sound” i ‘od zawsze laserowe’ “Clocks” wydłużały oczekiwane od miesięcy minuty z Coldplay. I wreszcie finał. Podniosłe „Fix You” i kończące cały spektakl „Every Teardrop Is a Waterfall” odśpiewane przez cały stadion, a następnie odtańczone przez Martina z polską flagą w ręku. Xylobands wędrują do kieszeni i torebek fanów jako najlepsza pamiątka z niezwykłego koncertu. Przy tak gigantycznej produkcji i trwającej już prawie rok trasie, muzykom Coldplay cały czas udaje się zachować to, co najważniejsze – naturalny kontakt z publicznością i radość z grania. To skrócenie dystansu na linii zespół – fani i ogólnie pozytywne nastawienie przenosi się na publiczność, która ze Stadionu Narodowego wychodziła szczęśliwsza.


W poprzednim poście pisałam o tym, że koncerty Coldplay to bardzo kolorowe widowiska. Widać to na powyższym obrazku. Po więcej odsyłam do oficjalnej strony, którą podałam wyżej.

Cóż więcej mogę napisać? Lista rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią jest bardzo długa. A koncert Coldplay zajmuje dość wysokie miejsce. I wierzę, że kiedyś zobaczę ich na żywo, w końcu mamy jedną z najlepszych publiczności na świecie, muzycy bardzo chętnie do nas wracają i zawsze są zachwyceni. Tak więc, drodzy przyjaciele łączący się ze mną w bólu, wszystko przed nami!

Viva la Vida!